Wsiadając do autobusu, nie pomyślałem nawet, jak bogatą w obserwacje okaże się moja ledwie kilkunastominutowa podróż.
|
Co w Siedlcach szumi (odc. 1)
Wypada zacząć od deklaracji. Nie należę do szczególnych miłośników transportu komunalnego w Siedlcach. I to wcale nie z tych powodów, co pasażerowie autobusu naszego MPK, który 16 listopada okazał się bardziej zapalony do podróży niż oni (może dlatego, że wybiegli w porę). Po prostu nad przejażdżki przegubowcem przedkładam wędrówki piesze. Są zdrowsze, intymniejsze i coś tam, coś tam, jak mawiają doświadczeni parlamentarzyści.
Czasami jednak człowiek się łamie i porzuca na chwilę utarte zwyczaje. Tak było kilka dni temu w porze raczej wieczornej. Wsiadając do autobusu, nie pomyślałem nawet, jak bogatą w obserwacje okaże się moja ledwie kilkunastominutowa podróż.
A zaczęło się od radości obcowania z rzadkim w naszej okolicy zjawiskiem. Gdzie indziej, choćby w Lublinie, kanar w autobusie (łac. Canarus Controlus) to gatunek o populacji niemal równej ilości pasażerów. Tymczasem w naszym pięknym mieście ostatni bezpośredni kontakt z jego przedstawicielem miałem, będąc uczniem (a było to, choć trudno uwierzyć, w okresie, gdy nikt nie słyszał jeszcze o Teletubisiach). Tego dnia zrozumiałem jednak przyczynę takiego stanu rzeczy. Otóż, wiele wskazuje na to, że siedlecka odmiana Canarus Controlus to stworzenia… nocne. Właśnie bowiem po zmierzchu udało mi się stanąć oko w oko – i do na dodatek nie z pojedynczym osobnikiem, ale parą.
Tu jednak nie kończy się wyjątkowe szczęście, które spotkało mnie wówczas jako obserwatora przyrody. Nie dość że zobaczyłem coś na kształt stada, to jeszcze podczas charakterystycznego właśnie dla tego gatunku rytuału. Gdybym wsiadł do autobusu choćby przystanek później, para kontrolerów dzięki uruchomieniu mimikry wyglądałaby na zwykłych, pogrążonych w rozmowie pasażerów. Moim oczom natomiast ukazali się kontrolerzy kontrolujący – czyli, krótko mówiąc, kumulacja.
Już chwilę później jednak radość przeszła u mnie w zdziwienie. Doszło do tego, gdy zakupiłem bilet (choć takie określenie na wydruk z kasy fiskalnej z trudem przechodzi mi przez gardło) i zająłem miejsce siedzące. Jak można było przewidzieć, stado (określane w niektórych rejonach jako kontrol), zbliżyło się do mnie w celu wykonania czynności służbowych.
Wtedy spróbowałem przyjrzeć się im wyraźniej. Pan, mimo że obdarzony wyglądem odstraszającym potencjalnych przeciwników, okazał się osobnikiem o nienagannych manierach. Przywitał się miło, po czym poprosił o okazanie… no dobrze, niech będzie: biletu. Gdy to uczyniłem, pan przekazał ów pani – jak się okazało, dużo mniej rozmownej. Na jej widok przypomniałem sobie wpis z jednego z siedleckich forów internetowych, gdzie wspominano niedożywioną kobietę wykonującą zawód kanara. Jako że oprócz doświadczeń w obserwowaniu przyrody posiadam także lata praktyki, jeśli chodzi o oglądanie programów z udziałem modelek, oceniłem ją jako niepasującą do opisu.
Na więcej obserwacji nie było już czasu, gdyż to właśnie pani wywołała u mnie wspomniane zdziwienie. Zapytacie: dlaczego? A ja odpowiem wam pytaniem: co robi kanar sprawdzający bilet? I dodam, że do tej pory odpowiedź była prosta – kanar upewnia się, czy bilet dotyczy obecnego przejazdu i czy pasażer ma prawo do ulg, jeśli z nich korzysta. No i oczywiście – jeśli trzeba, nakłada ka(na)rę. Trudno mi jednak stwierdzić, czy pani, która otrzymała mój bilet tego dnia, wykonała takie czynności. Wszystko dlatego, że ona ów bilet… naderwała. Właśnie tak! Na-der-wa-ła.
Doświadczony obserwator nie poprzestaje jednak na samej obserwacji. Doświadczony obserwator wyciąga wnioski i szuka analogii. No właśnie – kto nadrywa bilety? Bileter. OK, analogię już mamy. Teraz przydałby się wniosek. Jakiś związek z rocznicą istnienia siedleckiego multipleksu? Kurde, nie do udowodnienia. Ale wniosek wyciągnąć trzeba. Na razie więc niech będzie ogólny: podróże kształcą. Wnioski szczegółowe przyjdą z czasem.
Bartek Szumowski
|
A w Gdyni przerywają bilety zarówno w MZK, jak i w SKM. 🙂 Barti, to nic dziwnego. 😉 Serio. A co do modelek, to nie miałam pojęcia, że aż tyle ich obejrzałeś… 🙂 Proszę, proszę. Wolna obserwacja i pisanie o niej kształci. 😉
W Poznaniu raz spotkałem kanara tak kulturalnego, uśmiechniętego i sympatycznego, że gdybym nie miał biletu chybabym sczezł ze wstydu… Innym razem z kolei byłem świadkiem jak jedna para kanarów zaczęła się przepychać z inną parą kanarów. Prawdopodobnie chodziło o terytorium… To taka notka obserwacyjna, do kolekcji… Barti 😉