SKK Siedlce uległ na własnym parkiecie Spójni Stargard Szczeciński 74:75 (18:28, 20:17, 19:16, 17:14). Spójnia to drużyna, która w tym sezonie nie odniosła żadnej porażki. Siedlczanie mogli popsuć te statystyki, ale w ostatnich 15 sekundach zabrakło zimnej głowy.
Pierwsza kwarta zaczęła się zgodnie z przewidywaniami – obie drużyny szybko zdobyły pierwsze punkty, ale po 3 minutach to goście prowadzili (6:12). SKK szybko zbliżyło się do Spójni (16:17) by potem odskoczyć (18:28).
Kolejne 10 minut to przede wszystkim pogoń gospodarzy za wiceliderem tabeli. Przewaga Spójni wynosiła minimum 8 oczek. Dopiero na cztery sekundy przed końcem kwarty celna „trójka” świetnie punktującego w tym spotkaniu Rafała Króla zmniejszyła różnicę do 7 puntów z 35:45 na 38:45.
Rafał Rajewicz
Przegraliśmy jednym punktem, szkoda. W meczu liczyła się każda akcja i niestety Spójnia zdobyła o ten jedne punkt więcej. Rywale przed tym meczem mieli siedem zwycięstw, teraz mają już osiem. Naprawdę szkoda, bo takie mecze bardzo liczą się w tabeli, a szczególnie jak wygrywa się z mocną drużyną. Możemy się cieszyć z tego, że podejmujemy walkę z drużyną z wysokiego miejsca, więc optymistycznie patrzymy w przyszłość.
Koszykówka to gra szczegółów, w czwartej kwarcie poprawiliśmy błędy w obronie, które popełnialiśmy przez wcześniejsze odsłony. I myślę, że mieliśmy trochę pecha, troszkę zabrakło szczęścia.
Po przerwie SKK stał się nieco bardziej aktywny, a szczęścia brakowało Spójni. Goście kilkukrotnie tracili piłki, mieli więcej niecelnych rzutów. Ostatecznie siedlczanie schodzili z parkietu tracąc cztery punkty (57:61), ale różnica mogła być mniejsza, gdyby SKK zbierał piłki jakie mu się trafiały.
Ostatnia odsłona meczu to gra nerwów. Spójnia zaczęła od dwóch celnych osobistych po faulu Rajewicza (57:63), ale palcem pogroził jej Rafał Król, który w ciągu 41 sekund zdobył 6 punktów rzucając dwie „trójki” i doprowadzając do remisu (63:63). SKK poczuł pewność siebie. Do rzuconych „trójek” Damian Szymczak dołożył „dwójkę” i Siedlce po raz pierwszy wyszły na prowadzenie (65:63). Niecałe 3 minuty przed końcem meczu emocje były ogromne. Dzięki „trójce” Marcina Pawłuckiego SKK wyszedł na prowadzenie 74:71, ale Spójnia szybko dorzuciła 2 oczka. Gdyby przy wyniku 74:73 siedlczanie walczyli o każdą piłkę pewnie mogliby cieszyć się ze zwycięstwa. Podopieczni Teohara Mollova mogli pokusić się o zebranie przynajmniej dwóch z czterech piłek (jedną zebrał Szymczak) co dałoby szansę na kolejne punkty. Tak się nie stało. 11 sekund przed końcowym sygnałem tę niemoc wykorzystali goście ustanawiając wynik na 74:75 a potem utrzymali go faulując gospodarzy.
Teohar Mollov, trener SKK
Przyjechał faworyt, który nie przegrał jeszcze w tym sezonie meczu. Chcieliśmy podjąć rękawice i podjęliśmy, no niestety w końcówkach oprócz talentu i siły potrzeba też trochę szczęścia i my go chyba dzisiaj nie mieliśmy.
Druga kwarta była niezła, w trzeciej zaczęliśmy odrabiać, w czwartej wyszliśmy na prowadzenie i myśleliśmy, że się uda. Niestety.
Przy takim wyniku mogę powiedzieć tylko, że żal jest szansy. Mogę to porównać trochę do wyborów, walczyliśmy, przegraliśmy jednym punktem procentowym, wszystkim dziękujemy, ale nie jesteśmy w rządzie. Niestety tu liczą się tylko wygrane, walczyliśmy, ale to nie ma znaczenia, bo to rywale zgarniają dwa punkty. Oczywiście nie mamy co załamywać rąk, bo pokazaliśmy, że potrafimy zagrozić drużynom z czołówki.
SKK nie można odmówić waleczności i umiejętności wychodzenia z trudnych sytuacji, ale czas najwyższy, aby zaczęli traktować zbiórki jak szansę na zdobycie punktów. Dzisiaj przy 41 zbiórkach Spójni, SKK miało ich 26.
Punkty: Rafał Król 20, Marcin Pławucki 14, Rafał Sobiło 13, Rafał Rajewicz 12, Damian Szymczak 6, Kamil Czosnowski 5, Aaron Weres 4.