Z Arturem Mydlakiem, spikerem sportowym rozmawia Aneta Borkowska
Dlaczego to akurat głos Artura Mydlaka słychać na meczach?
Wszystko zaczęło się od siatkówki. Kiedy Ósemka Siedlce (obecnie KPS Siedlce od red.) zaczęła swoją przygodę w drugiej lidze klub zaczął szukać osób, które mogłyby pomóc w przeróżny sposób. A że ja często prowadzę różne imprezy kulturalne to trener powiedział któregoś dnia „Słuchaj, a może ty byś pogadał na meczach”. Odparłem: „chętnie”, bo po pierwsze lubię siatkówkę, a po drugie lubię mówić do mikrofonu. Tak to się zaczęło i trwa już kolejny sezon. Potem nawiązała się współpraca z Siedleckim Klubem Koszykówki, która utrzymuje się trzeci sezon.
Trudno było trzymać ten mikrofon na pierwszym meczu?
Trochę tak. Jestem przyzwyczajony, że prowadzę imprezy gdzie jest inny charakter publiczności. Ludzie na takich imprezach wiedzą, że jestem po to by zapowiadać wykonawcę i trochę o nim opowiedzieć. Natomiast na meczach my jesteśmy jako spikerzy takim trochę dodatkiem do publiczności. Nas najczęściej nie widać tylko słychać. Na meczach jest określone kogo się najpierw wita, jest cała ceremonia, zawodnicy i to w odpowiedniej kolejności trenerzy i sędziowie. Jest określone co można, a czego nie. To było coś nowego i chyba dlatego było ciężko.
Czego nie można na meczach?
Tu trzeba rozdzielić, bo zależy czy jest to mecz siatkówki czy koszykówki. Ten drugi ma bardziej restrykcyjne zasady. Nie można krzyczeć „cała sala robi fale” czy „klaszczemy”. Nie wolno prowokować publiczność do pewnych zachowań. Na tych meczach my jesteśmy nie od zabawiania publiczności, ale od komentowania meczu. W koszu wszystkie spotkania są nagrywane, a my spikerzy mamy specjalne licencje wydawane przez Polski Związek Koszykówki. Możemy dostać karę, można wpisać w protokół skargi na nas. W siatkówce jest inaczej, na więcej rzeczy można sobie pozwolić.
Czyli mecze siatkówki są ciekawsze?
Powiedziałbym, że jest po prostu inne kibicowanie. Na siatkówce możemy trochę wyjść z roli czystego komentowania i bawić się z razem publicznością. Można krzyknąć :cała sala robi fale”, próbować bardziej zaangażować kibiców by dopingowali swoją drużynę i to jest dozwolone. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo spiker musi zachować obiektywizm.
A zachowuje? Mi jako fotoreporterce jest ciężko. Czasami coś … „rzucę”…
No staram się, bo bardzo łatwo jest sprowokować publiczność do złego kibicowania. Najciężej jest przed piłką meczową w siatkówce. Cała sala krzyczy, a ja muszę spokojnym tonem coś powiedzieć. Trudno jest zatrzymać emocje w środku. Wtedy też najczęściej zdarzają się wpadki.
Jak tekst Tomaszewskiego: „Szewińska nie jest już tak świeża w kroku”?
Na szczęście nie aż takie, ale nowe słowa niekiedy powstają. Szczególnie, gdy zawodnik jest obcokrajowcem – wtedy podczas czytania jego nazwiska zły akcent całkowicie je zmienia. Ale nie zdarzyło się, aby ktoś po meczu miał jakieś pretensje. Jednak odkąd sam siedzę z mikrofonem to całkowicie rozumiem wszystkich komentatorów i ich wpadki. Bo siedząc przed telewizorem jest łatwo śmiać się z innych. Problem pojawia się gdy sami wchodzimy „na żywo”. W każdym razie nieświeżego kroku czy oddechu nie było.
A jakimi kibicami są siedlczanie? To taki dodatkowy zawodnik na parkiecie?
Coś w tym jest. Siedlczanie są przede wszystkim wierni i żywiołowi. Mówi się, że są różnej rangi mecze, ale niezależnie czy to spotkanie ligowe czy pucharowe – zawsze jest komplet. Zarówno gdy chodzi o mecze siatkówki czy koszykówki. Bez względu na pogodę. No i kluby kibica. Młodzi ludzie, którzy przez cały mecz dopingują, robią tylko chwilę przerwy, by złapać oddech i dalej krzyczą, śpiewają. To jest niesamowite. Ale najbardziej cieszy mnie to, że jest to bardzo spokojna publiczność. Nie ma awantur. Nie ma scysji z kibicami innych drużyn.
Podczas jednego ze spotkań KPS Siedlce widownia zaczęła krzyczeć „na libero”. Nigdy takiego hasła nie słyszałam. Skąd się ono wzięło?
Dwa sezony temu, kiedy Siedlce rozgrywały mecz z Augustowem w pewnym momencie grupa kibiców zaczęła krzyczeć „na libero, na libero”. To był jeden z najsłabszych zawodników tego meczu w drużynie gości. Powtórzyłem za kibicami tyle że przez mikrofon i w pewnym momencie podchwyciła to cała sala. Nasi zawodnicy wykorzystali słabości tego zawodnika, zaczęli zagrywać na niego i zdobyli w ten sposób kilka punktów. Fakt. Hasło to pojawia się na meczach do dzisiaj.
Naruszyłeś w ten sposób siatkarską etykietę?
Hmm – siatkarska etykieta – chyba nie. Po meczu rozmawiałem z trenerem gości. Z jednej strony może nie powinienem tego krzyczeć, ale z drugiej do gwizdka pewne rzeczy można robić. A na to, że po gwizdku cała sala nadal skandowała wpływu już nie miałem. No przyznam się – obiecałem sobie, że tego już nigdy nie krzyknę. Do mikrofonu.
A jest jakaś sytuacja, której nigdy nie zapomnisz?
Kiedyś zbieraliśmy pieniądze na leczenie narzeczonej jednego z zawodników SKK i kiedy wszystko szczęśliwie się zakończyło, ustaliliśmy z sędziami, że Sara wyjdzie i podziękuje kibicom za pomoc. Jak tylko pokazała się na parkiecie – 500 osób na hali wstało i zaczęło klaskać…
Wzruszyłeś się?
I wtedy, i teraz…
Czy Pan Mydlak jak wygra wybory zrezygnuje ze stołka Z-cy Dyr. MOK i będzie tylko sprwozdawcą sportowym?
Może lepiej niech tam zostanie i będzie piewcą sportu.
Siedlce potrzebują ludzi z pasją.