Z Arturem Mydlakiem, wicedyrektorem Miejskiego Ośrodka Kultury o jednej z najstarszych imprez w Siedlcach rozmawiała Aneta Borkowska.
Przed nami 52 Siedleckie Zaduszki Jazzowe. Jak długo je przygotowywaliście?
Artur Mydlak: Do tegorocznych zaczęliśmy przygotowania w listopadzie ubiegłego roku. Więc wychodzi na to, że kończą się jedne, a my już szykujemy kolejne.
Czy łatwiej organizuje się imprezę z taką kilkudziesięcioletnią tradycją? A może wręcz przeciwnie? Może jest trudniej?
A.M.: Niby proste pytanie, a ciężko mi na nie odpowiedzieć. W każdym roku jest inaczej. Z punktu czysto organizacyjnego jest łatwiej. Dokładnie wiemy kiedy zacząć rozmawiać z artystami, kiedy i co po kolei załatwiać tak żeby nic ważnego nie zostało nam na ostatnią chwilę. Ale jeżeli chodzi o sam dobór repertuaru to jest o tyle trudno, że wielu artystów w naszym mieście już grało. Wielu z nich chcielibyśmy zapraszać jak najczęściej, bo sami słuchacze nas o to proszą. Ale jak wiadomo powinno być coś nowego. Problemem jeśli to tak można nazwać jest więc to, kogo wybrać, aby repertuar był zgrany, ale różny i dla wszystkich. Z samym zaproszeniem artystów nie ma najmniejszego problemu, gdyż wielu z nich chce i lubi u nas grać.
To znaczy, że najtrudniej jest spełnić oczekiwania siedlczan?
A.M.: Apetyty siedlczan i nie tylko siedlczan z roku na rok rosną. Zapotrzebowanie na tego typu imprezę kulturalną jest bardzo duże. Widać to po szybkości sprzedanych biletów i od kiedy ludzie zaczynają pytać o „Zaduszki”. W tym roku jest temat który obowiązuje w całym kraju, czyli rok Chopinowski. Chcieliśmy włączyć go także u nas i jestem przekonany, że się uda. Mam nadzieję, że to co proponujemy zaspokoi najbardziej wymagające gusta, ale jednocześnie będzie atrakcyjne dla osób, które pojawią się po raz pierwszy na Zaduszkach.
No właśnie, kogo można spotkać na Zaduszkach?
A.M.: Koneserów, znawców, muzyków, Ale i zwykłych ludzi kochających jazz pasjonatów. Dla nas jako organizatorów ważne jest to, że przychodzą całe rodziny i następuje taka zmiana pokoleniowa. Jest mnóstwo osób, które są z nami od wielu lat i czekają z niecierpliwością na kolejne koncerty. Dodam, że oni przychodzą, bo wiedzą, że tego dnia będzie nie tylko dobry koncert, rewelacyjny artysta, ale i atmosfera. Dla wielu ludzi jest to idealny czas, aby spotkać się z tymi, którzy czują podobnie, reagują podobnie, rozumieją się rozmawiając o jazzie. Tu nie ma osób przypadkowych.
A młodzi, nowi?
A.M.: Oczywiście pojawiają się coraz częściej. Czasem z ciekawości, czasem dla jednego artysty. Ale często dzięki możliwości poznania czegoś nowego, posłuchania innego, nieznanego wcześniej artysty wracają za rok. A to daje nam poczucie, że dajemy ludziom to czego potrzebują.
Są jeszcze bilety?
A.M.: Chyba jeszcze są… (uśmiech).
Ble ble ble. A może lepiej porozmawiać z kimś kto naprawdę ma coś do powiedzenia. Wicedyrektorem z mianowania może zostać każdy, ale trzeba się jeszcze znać na poszczególnych dziedzinach sztuki…żeby coś sensownego powiedzieć….A tu blebleble
Może ble ble ble, ale prawda jest taka, ze zawsze jak jestem na jakiejś imprezie organizowanej przez mok to mam wrażenie, że to fajni ludzie. wiem, że zaraz posypią się różne txty, ze agituję albo, że pewnie tam pracuję, ale naprawdę nie. Jakoś inaczej się czuję.
Mam wrażenie, że pracownicy Centrum strasznie się noszą i są zarozumiali. I z całym szacunkiem ś.p. wcześniejszy dyrektor też moim zdaniem taki był odkąd go pamiętałam.
Nowy dyrektor jest z kolei chyba jeszcze gorszy. W tym kapeluszu chodzi w chmurach. A w Podlasiu byłam ostatnio i na kabarecie i na turnale i tam nawet panie w szatki są miłe. Pozdrawiam pracowników.