Do urzędu miasta dotarła dziś grupa około 30 uchodźców. Wszyscy zostali już zakwaterowani głównie u osób prywatnych, ale też do miejsca, które przygotowało nadleśnictwo.

– Teraz najważniejsze jest to, by się wyspali, odpoczęli i zjedli – mówi Aneta Krajewska, rzeczniczka urzędu. – Za dzień lub dwa do nas wrócą, by dopełnić formalności. Wszyscy dostają od nas ulotki w języku ukraińskim, w urzędzie są także tłumacze – dodaje.

Z Ługańska do Siedlec uciekła pani Jana z rodziną:

Na terenach, z których przyjechałam wojna toczy się już 8 lat. Jest tam bardzo ciężka sytuacja, miasta już praktycznie nie ma, nie ma całego ani jednego domu, wszystko jest zniszczone: szkoły, sklepy, szpitale. Ludzie chowają się po piwnicach, dużo osób zginęło i w tych piwnicach leżą ich ciała. W mieście cały czas jest ostrzał, spadają bomby. Ukraińscy żołnierze się bronią, ale z każdej strony są atakowani.  My 4 doby byliśmy w drodze. Drogi są zniszczone, pociągi już nie mają po czym jeździć. Nam się udało, ale dużo osób zostało i nie wiem czy ktoś przeżyje, bo nie ma już stamtąd ucieczki. Jesteśmy wdzięczni, dziękuję, że nas przyjęliście. Gdyby nie wasz kraj zginęło by jeszcze więcej ludzi. Macie duże serce.

Osoby, które przeżyły takie tragedie przede wszystkim muszą być dobrze zaopiekowani. Dlatego siedlecki urząd jeszcze raz apeluje, aby informować w punkcie koordynującym, że chcemy kogoś przywieźć z granicy. Dziś zostali o tym  poinformowani na chwilę przed przyjazdem.

– To nie sztuka zwieść ludzi z granicy i wyrzucić pod urzędem – mówi Krajewska. – A taka pomoc musi być skoordynowana i przede wszystkim odpowiedzialna. Ci ludzie muszą wiedzieć, że trafiają pod dobrą opiekę, że jest tu dla nich miejsce. Nie mogą czuć się niepewnie i znowu czekać – dodaje.

Pracownicy MOPRu sprawdzają warunki u osób, które oferują zakwaterowanie. Są to pewne osoby. A to ważne, by uchodźcy, którzy szukają schronienia trafiali do bezpiecznego miejsca.