W tym roku nasz kraj nawiedziła powódź. Jej rozmiary są podobne do tej sprzed 13 lat. Do tej pory żywioł pozbawił życia niemal 20 osób. Kto jest odpowiedzialny za kiepskie zabezpieczenia powodziowe i czy politycy niezależnie od ugrupowania będą współpracować, aby taka tragedia więcej nie miała miejsca? 27 maja zapytałyśmy o to naszych posłów.
Jacek Kozaczyński, poseł na Sejm (PO)
Myślę, że rząd udowadnia, że robi wszystko, aby drugi raz taka wielka powódź nas nie spotkała. Mówię taka wielka, bo jeśli przychodzi żywioł, to całkowicie z nim wygrać się nie da. Jednak skutki zawsze można zmniejszyć. I na pewno trzeba zapobiegać jak tylko można najbardziej. Takt do tej powodzi mogliśmy się trochę lepiej przygotować. Już pod koniec zimy wszyscy bali się, że będą roztopy i nas zaleje. Na szczęście wszystko odbyło się raczej łagodnie. Teraz już wcześniej wiedzieliśmy o nadchodzących deszczach. Niestety, rzeki takiej wody nie wytrzymały. Często słyszy się, że ludzie nie byli poinformowani, ale ja nie zauważyłem braku informacji. A też trudno mieszkając nad rzeką nie zauważyć, że ona drastycznie przybrała. Ludzie są przyzwyczajeni ze starego systemu, że inni mają za nas myśleć. Ale musimy myśleć sami za siebie, bo mamy swoją głowę. Co nie znaczy, że politycy nie są bez winy. To co mim zdaniem można było zrobić to w niektórych przypadkach trochę wyżej przekładać dobro człowieka nad dobro zwierząt. A chodzi mi konkretnie o bobry, które są pod ochroną. One mają nam uatrakcyjniać życie, być częścią przyrody, ale nie mogą dominować. A w niektórych miejscach to właśnie one w wałach wyrządziły poważne szkody. I nie możemy do tego dopuszczać.
Krzysztof Tchórzewski, poseł na Sejm (PiS)
Nie chcę mówić o winnych, ale powódź ta na pewno nie jest ostatnią. Myślę, że decyzja którą odchodząc od rządu podjęło PiS, aby znaczna część pieniędzy unijnych szła na zabezpieczenie przeciwpowodziowe była naprawdę dobra. Niestety to były tylko nasze plany. Przy obecnych zmianach klimatycznych w naszym kraju musimy patrzeć na powodzie dużo poważniej niż kiedyś. Kraj musi być na nie gotowy. W innych krajach na zagrożonych terenach mogą być stawiane tylko lekkie budowle by w razie żywiołu nie było tak wielkich strat. Część terenów zagrożonych musimy zagospodarować w inny sposób a część ludności przesiedlić. Jeśli chodzi o pomoc finansową od państwa to jeśli obiecane są zapomogi od 20 do 100 tysięcy złotych to z budżetu musimy wyciągnąć nie mniej niż 10 miliardów złotych. I to nie są już rezerwy, ale musi być nowelizacja budżetu. W takiej sytuacji kiedy człowieka i cały kraj spotyka taka tragedia to niestety trzeba się trochę więcej zadłużyć. My mówimy głośno o tym, że trzeba znowelizować budżet i my nie będziemy się temu sprzeciwiać. Dopingujemy rząd, aby to zrobił.
Stanisława Prządka, posłanka na Sejm (SLD)
Największym problemem jest to, że każdy kolejny rząd który przejmuje władzę zaczyna dokonywać przeglądu tego co zrobili poprzednicy. I zaczyna wyrzucać to co jego zdaniem jest zbędne, a to jest straszny programowy błąd. I co mamy dzisiaj? Urządzenia melioracyjne nie są modernizowane, a rowy przez lata nie były sprawdzane i naprawiane. To prowadza do tego, że nawet te małe rzeki, które wylewają powodują tak wielkie dramaty. Rząd musi zająć się nowelizacją budżetu i przekazać szybko pieniądze dla poszkodowanych, by ci mogli po prostu zacząć normalnie żyć. Chcemy też zmusić rząd to tego, aby wypracował taki program, który wszyscy przyjmą. Bo możemy się różnić w szczegółach, ale tu nie o szczegóły chodzi. I może skończą się te ciągłe plany oraz projekty i rząd ustali jeden, a porządny program. Kolejna sprawa to taka, że pozwala się budować ludziom na terenach zagrożonych. W krajach europejskich jest tak, że jeśli ludzie chcą budować domy na terenach nadrzecznych to warunkiem uzyskania zgody jest podpisanie dokumentu, że w razie powodzi nie będą oczekiwali odszkodowań. A w Polsce jest niestety tak, że dostaje się zgodę na budowę i teraz Ci zalani ludzie mają pełne prawo do odszkodowania. A te płacimy my wszyscy, z podatków.
ab/Fot.AB