- Teraz już w Siedlcach nas będą nawracać - stwierdził Franek. - Kto? - zapytałem nieśmiało. Tym razem udało mu się mnie zaintrygować. - Oni - oświadczył więc z właściwym odkrywcom wyrazem tryumfu na twarzy. - Pod płaszczykiem festiwalu folklorystycznego.
|
Co w Siedlcach szumi (odc. 13)
Nie interesuję się polityką. Wystarcza mi, że ona regularnie interesuje się mną, czy tego chcę, czy nie. O zamieszaniu z krzyżem przed Pałacem Prezydenckim na przykład wiem niewiele – praktycznie tyle, że ktoś się z kimś o ów krzyż kłóci, a media relacjonują to jak najlepszy reality show.
No i że na miejscu przebywa jedynie garstka hobbystów, za to komentatorów, którzy interpretują znaczenie tego faktu – pół Polski. Ale jaki jest stan na dziś (przeniosą czy zostawią, będzie tablica czy może pomnik) – nie mam zielonego pojęcia. I jakoś nie żałuję. Wolę doskonalić swoją wiedzę w innych dziedzinach, więc omijam ten temat szerokim łukiem.
Czasem jednak to nie pomaga, bo w moim życiu pojawia się Franek. Czyli znajomy, którego misją jest zapoznawanie ludzkości z własnymi poglądami politycznymi. Jak większość Polaków, misjonarzem czuje się zwłaszcza po kontakcie z napojami, które kiedyś nazywano wyskokowymi. Preferuje oczywiście, co wpisuje go w poczet większości tej większości, piwo. Jakie? Także nie mam pojęcia. Efekt enzymatycznej hydrolizy skrobi i białek zawartych w ziarnach zbóż interesuje mnie bowiem w stopniu równie znikomym, co polityka. Zainteresowania piwne Franka są chyba jednak rozległe. Gdy wtajemniczał mnie, mimo moich oporów, w sedno spisku z krzyżem, pił coś z zielonej, oszronionej puszki. Nazwie się nie przyglądałem, ale „Heineken” nie był to na pewno.
Kiedy spotkaliśmy się ostatnio, zdecydował się już na coś z butelki, i to klasycznie brązowej. Przeczuwając, że znów zechce edukować mnie ideologicznie, próbowałem odwrócić jego uwagę pytaniem, cóż to za trunek. – Żadna znana marka – odpowiedział Franek szybko. I bez wstępów przeszedł do sedna.
– Teraz już w Siedlcach nas będą nawracać – stwierdził. – Kto? – zapytałem nieśmiało. Od dawna wiem, że Franek nie potrzebuje interakcji rozmówcy, by kontynuować swój wywód, tym razem jednak udało mu się mnie zaintrygować. – Oni – oświadczył więc z właściwym odkrywcom wyrazem tryumfu na twarzy. – Pod płaszczykiem festiwalu folklorystycznego.
Nie spodziewałem się po Franku tak fachowego stopniowania napięcia. Przeszło mi przez myśl, że mnożenia tajemnic nauczył się od scenarzystów „Zagubionych”. Tym bardziej więc słuchałem z uwagą. – Przecież tyle czasu upał był, no nie? – zapytał po chwili, pozornie bez związku. – A oni, rozumiesz, przeczuli, że nie będzie.
Musiałem wyglądać jak ktoś wymagający nagłej pomocy lekarza, bo na twarz Franka wystąpiło teraz współczucie i chęć ulżenia moim cierpieniom. – O – poinformował mnie rzeczowo. – Na plakacie. „XVIII Międzynarodowy Festiwal Pieśni, Tańca i Folkloru Siedlce 2010” – przeczytał usłużnie. – No – przytaknąłem, przejmując jego tendencję do minimalizmu formy przekazu. Nie zraziło go to. – „Plac gen. Sikorskiego” – czytał więc dalej – a, proszę ciebie, „w razie niepogody – sala wielofunkcyjna w parafii Św. Józefa”.
Tu nastąpiła pauza, Franek uznał bowiem najwyraźniej, że podążam drogą jego rozumowania i już za moment razem dotrzemy do celu. Gdy zorientował się, że musiałem utknąć gdzieś na trasie, westchnął i powrócił do działalności edukacyjnej. – Przeczuli, że nie będzie upału – wytłumaczył spokojnie. – Żeby ludzi do kościoła zagonić. Tam im się nie udało, to tu próbują – dodał, znów tonem kogoś, kto poznał to, co dla innych zakryte. Jednak co znaczy „tam”, nie wytłumaczył.
– Ale to nie wszystko. W piątek, proszę ciebie, po wskazówki do Urzędu Miasta wszyscy pójdą – ciągnął niezrażony moim małym zaangażowaniem. „Kto pójdzie?” – chciałem zapytać, teraz już szczerze pragnąc rozwiązania zagadki. – „Ci, co przewidzieli zmianę pogody?” Na szczęście Franek pokazał mi materiały na temat festiwalu. „Spotkanie zespołów folklorystycznych z Prezydentem Miasta Siedlce” – stało tam pod ujętym grubszym drukiem: „20.08.2010 godz. 15.00”.
– Spotkanie! – prychnął tymczasem Franek z wyraźną dezaprobatą. – Do procesji się będą szykować, czarnuchy jedne – dorzucił tym samym tonem. Mnie jednak jakoś umknęła jego wrogość, a uśmiechnąłem się w duchu do końcówki wypowiedzi. – Goście z Afryki przyjadą? Lubię murzyński folklor – ucieszyłem się. Franek pociągnął łyk z butelki, co, jak podejrzewam, pomaga mu w zebraniu myśli. – Do procesji – powtórzył, gdy przełknął piwo. Po czym znów wskazał na wydruk z programem imprezy. – „Parada ze Skweru Niepodległości ulicą Pułaskiego na plac gen. Sikorskiego”. W piątek. I w sobotę też.
– No to sobie nie poparadują. To nie jest zbyt długi odcinek. Ja do spożywczego mam dalej – spróbowałem odpowiedzieć trzeźwo. – Procesja będzie – powtórzył Franek. – Ja ci mówię, będą się modlić. I chodzić wkoło „Atlasu”. Tak się przecież robi na procesjach – dodał, ale chyba z mniejszym przekonaniem.
A chwilę później już go nie było. Zostałem sam z moimi myślami. „Jak najmniej polityki” – obiecałem sobie. – „I piwa”.
Bartek Szumowski
|
dobre 😉
może to belfast był