Ulotka dostępna przy skrzyżowaniu Piłsudskiego i Bohaterów nie jest wskazana dla osób z niewielkim doświadczeniem w poświęcaniu się dla dobra nauki. Rozkojarzyć może je bowiem hasło: „u nas zrobisz to ZA DARMO”. Dopiero wnikliwa lektura ujawni, że chodzi o naukę w liceum i na kursach.
|
Co w Siedlcach szumi (odc. 9)
Życie oddanego nauce badacza to ciągłe ryzyko. Zwłaszcza na tak niebezpiecznym terenie jak siedlecka ulica Piłsudskiego. Na tym obszarze bowiem występuje wyjątkowo duża populacja ciekawego, choć niekiedy nieprzewidywalnego gatunku. To marketingowiec uliczny.
Jego wyspecjalizowane odmiany spotyka się co prawda choćby w okolicach siedleckiego sądu, na ulicy Piłsudskiego jest jednak najliczniejszy, a przez to i najbarwniejszy. Gdy sprzyja temu pogoda, pierwsze osobniczki dostrzec można już w okolicach Urzędu Wojewódzkiego. Mimo że podgatunek ten nieustająco usprawnia swoją mimikrę, wprawne oko badacza bez problemu wyłowi je z przemieszczającego się w tych okolicach tłumu.
Pierwsza różnica to fakt, iż kobieta – marketingowiec uliczny zazwyczaj stoi w miejscu. Zwykły siedlczanin zachowałby się tu tak wyłącznie w konsekwencji problemów ze zdrowiem (także psychicznym). Młode samice tego gatunku stoją jednak, by łatwiej zaatakować potencjalne ofiary. Inny demaskujący je detal to ubranie. Strój w stylu uczestniczki egzaminu ma zapewne wzbudzić w niczego nieświadomych przechodniach litość, zwłaszcza podczas sezonu na poprawki w szkołach różnych szczebli. Na szczęście w oddanym nauce badaczu nie wzbudza. Nie zwiodą go więc również nieustannie obecne na ustach tych młodych samic uśmiechy.
Niestety dużo więcej samozaparcia wymaga od badacza przetrwanie rozmowy z kobietą – marketingowcem ulicznym. A właściwie upozowanego na rozmowę monologu, gdyż kwestie ofiary sprowadzają się do potakiwania oraz co najwyżej zachwytu nad okazyjnością ceny oferowanego produktu. Większość badaczy porzuca więc studiowanie głębi ich metod związanych z polowaniem. Kontakt z młodą samicą, zazwyczaj oddającą się dystrybucji intensywnie pachnących płynów, ograniczają jedynie do przeczącego kiwnięcia głową. Kobieta – marketingowiec uliczny zaprzestaje wtedy swojego rytuału i udaje się na poszukiwanie kolejnych ofiar. Części badaczy daje to czas na rozważania, czy takie zachowania nie wynikają ze zbyt długiego przebywania wśród oparów wspomnianych płynów. Nie istnieją jednak publikacje na ten temat.
Na dalszym odcinku ulicy Piłsudskiego dominuje natomiast inna odmiana omawianego gatunku, czyli marketingowiec ulotkowy. Charakteryzuje się on dużo większą biernością niż typ występujący przed Urzędem Wojewódzkim. Główne zajęcie marketingowca ulotkowego to wyciąganie przed siebie dłoni z drukami reklamowi i obdarzanie nic niewyrażającym spojrzeniem tych, którzy po owe druki sięgną. Tak monotonne zachowania nie budzą szczególnego zainteresowania badacza. Dużo bardziej ciekawi go treść trzymanych przez obserwowanych osobników ulotek.
Przy skrzyżowaniu ulic Piłsudskiego i Bohaterów Getta doświadczony badacz zdobyć może druki czerwony oraz szary. Pierwszy z nich nie jest wskazany dla osób z niewielkim doświadczeniem w poświęcaniu się dla dobra nauki. Młodego badacza rozkojarzyć może bowiem zawarte w nim hasło: „u nas zrobisz to ZA DARMO”, poparte aż trzema wykrzyknikami. Dopiero wnikliwa lektura ulotki ujawni, że chodzi o naukę w liceum i na kursach. Starszych zaintryguje na pewno, czy da się połączyć obie te formy. Fakt, że wśród „kierunków” występuje „technik rachunkowości”, a wśród „kursów” – „tipsy żelowe”, dowodzi, iż najwyraźniej tak.
Na druku szarym dominuje niewielka, a przez to mało czytelna czcionka. Nieco większymi literami napisano między innymi: „CHCESZ: (…) Otworzyć własną firmę? (…) Nie potrzebujesz matury!”. Badacze zgadzają się z przesłaniem tego tekstu. Nie potrzebujesz matury. Potrzebujesz kluczy do tej firmy.
Jeszcze do niedawna przedstawiciele gatunku marketingowiec ulotkowy występowali również w okolicach obecnego Urzędu Skarbowego przy ulicy Piłsudskiego. Z nieznanych badaczom powodów nie są tam już jednak obecni. Duże skupisko osobników różnej płci odnaleźć można natomiast na skrzyżowaniu z ulicą Wojskową.
W miejscu tym zaprzyjaźniony z naszą redakcją badacz odnotował aż pięcioosobową grupę. Pierwszy z jej przedstawicieli dzierżył ulotki kontynuujące wątki z druku szarego. Jak jednak wykazały badania, sequel nie dorównywał natężeniem emocji części pierwszej. Następna była para marketingowców ulotkowych, którzy dystrybuowali oszczędne w formie informacje o tym, iż za podręczniki można otrzymać gotówkę od ręki. Skonstruowany tak przekaz zaintrygował naszego współpracownika. Wcześniej był bowiem przekonany, że zapłatę w skupie podręczników wydaje księgarz. Czwarta przedstawicielka grupy zaobserwowanej w okolicach telebimu naprzeciwko siedleckiego więzienia trzymała druki w kolorze wrzosowym. Można na nich przeczytać: „uwielbiamy podróżować komfortowo”. Niestety nie udało się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie o takich zainteresowaniach obwieszczają to w tych właśnie drukach.
Piątej ulotki współpracownik redakcji niestety nie zdobył. Młoda osobniczka, która je posiadała, mimo jego starań oddała się pisaniu esemesa. Jak podejrzewamy, informowała w nim o wyniku przeprowadzonych przez siebie badań nad populacją osób przyjmujących druki reklamowe od marketingowców ulotkowych.
Bartek Szumowski
|
"Nic niewyrażające spojrzenia" ulotkowców to doskonałe określenie. Ale i ten gatunek ewoluuje!!! Może badacza zainteresuje fakt pojawienia się w Łodzi osobnika, który na moje "dziękuję" (za ulotkę) odpowiedział z godnością i z uśmiechem również: "dziękuję"!