Pracownice biura siedleckiej Rady Miasta są miłe i uczynne. – Dla pana to pewnie ciekawe sprawy. Nam już spowszedniały – mówi jedna z nich, podając mi spis interpelacji radnych piątej kadencji. To spory zielony segregator ze 157 kartkami.
Przez 52 sesje uzbierały się na nich aż 1293 interpelacje. Po marcowym posiedzeniu dojdzie kolejne 30. – Ale radny Szymański potrafi zaskoczyć? – pytam, kiedy sięgam po długopis i notatnik. – O tak, on zawsze wnosi coś nowego – odpowiada druga z pań, a na jej twarz wypływa uśmiech.
Tymczasem ja biorę się za liczenie. Do lutego Leszek Szymański, obecnie reprezentujący Ruch Przełomu Narodowego, złożył 105 interpelacji. W marcu dopiszę do nich jeszcze 4. Czy to rekord jak na Radę Miasta? Nim pomyślę o porównaniu z innymi radnymi, wciągają mnie tematy interpelacji Szymańskiego. Na 6. sesji prosił o „wyjaśnienie kwestii stanu szaletów miejskich”. Na 16. apelował, by ograniczyć prędkość samochodów na terenie Siedlec do 30 km na godzinę, „co wpłynie na zmniejszenie wypadków i kolizji”. 30 maja 2008 r. zaproponował zamontowanie w Urzędzie Miasta urządzenia do czyszczenia butów. Na sesji 48. żądał usunięcia z ogrodzenia Szkoły Podstawowej nr 7 reklamy z wyrazem „zatanista”. Wreszcie na lutowym posiedzeniu „Uznał za zasadne podjęcie starań, aby wizerunek Fryderyka Chopina nie był umieszczany na butelkach z alkoholem”.
Cholernie ciężko zasuwa
– No tak, po każdej sesji gazety piszą, że jak zwykle miał wątpliwości i pytania – mówi radny Adam Końca. Liczę, że zadeklaruje się jako zwolennik Szymańskiego. Zamiast tego dostaję opowieść: – W poprzedniej kadencji był wiceprzewodniczącym Rady. Pewnego dnia przyszło nam go odwołać. Gdy posłuchałem uzasadnienia uchwały w tej sprawie, powiedziałem, że nie powinniśmy zachowywać się jak robaki i gąsienice, czyli zostawiać śluz, który brudzi to, co dobre. Wtedy zostałem zaszufladkowany jako ten, który z nim trzyma. Ale ja tylko przeciwstawiłem się skandalicznej formie ataku i zarzutom nie do przyjęcia – tłumaczy dość szybko Końca. A po chwili dodaje: – Leszek Szymański cholernie ciężko zasuwa w swoim terenie. Telefonuje, załatwia, umawia się z ludźmi. Solidny, aktywny radny. Ale wie pan, bardzo trudno go rozszyfrować.
Kłopotów z tym nie ma Mariusz Dobijański, przewodniczący Rady Miasta. – Bardzo rzadko się z nim zgadzam. Nie ulega wątpliwości, że nie darzymy się sympatią, dlatego moja ocena może być krzywdząca – zastrzega. A jaka to ocena? – Populista, bo w jego wypowiedziach nie zawsze chodzi o istotę – podsumowuje Dobijański.
Dobrze, że jest
Sam Szymański ma świadomość, że jest postrzegany jako postać kontrowersyjna. – To wynika z moich przekonań, czym powinien być samorząd – stwierdza stanowczo, kiedy spotykamy się w Urzędzie Miasta. Za drzwiami dogasa „jajeczko” pracowników UM. – Jestem wierny tym przekonaniom od roku 1990. Tymczasem, po tylu latach starań, prezydent Kudelski i poseł Tchórzewski odstąpili od budowy samorządu solidarnościowego, a przeszli na liberalno-postkomunistyczny. Mnie nie odpowiada to pomijanie najbardziej istotnych potrzeb. Zawsze będę stawiać na edukację, zdrowie czy właściwą politykę sprzedaży alkoholu. Przecież z mandatu mieszkańców mam być strażnikiem pewnych zasad. Jeżeli jestem źle odbierany albo ktoś mnie nie rozumie, to tym bardziej trzeba akcentować pewne sprawy, żeby wreszcie zrozumiano, o co w tym wszystkim chodzi. Dlatego będziemy się różnić z resztą Rady.
Te różnice zauważa też Końca, bo pełnym szacunku tonem nazywa Szymańskiego „samotnym białym żaglem”. – Dobrze, że jest. To głos rozsądku. Gdyby nie on, nikt na sesjach nie zająłby stanowiska w sprawie handlu w niedzielę czy niezwiększania ilości punktów sprzedaży alkoholu – mówi. – Radą rządzi bezwzględnie dyscyplina partyjna oraz zwyczajna matematyka, czyli sumowanie głosów PiS i PO. On jest często jedyną osobą, która ma odwagę wejść na mównicę i powiedzieć to, co myśli – dodaje. – Nie przesadzałbym. Dyscyplina jest stosowana bardzo rzadko, gdy chodzi o sprawy naprawdę kluczowe dla rozwoju Siedlec. Rada Miasta to nie wielka polityka, to problemy ludzi tu mieszkających – ripostuje Dobijański. Coś jednak musi być na rzeczy, skoro sam Leszek Szymański ocenia: – Radni są z reguły osobami upolitycznionymi, chociaż mówi się, że w samorządzie nie ma polityki.
Przewodniczący odwzajemnia się oceną Szymańskiego: – Oczywiście sam przedstawia się jako obrońca uciśnionych w „Domu nad Stawami” czy pielęgniarek ze szpitala wojewódzkiego, nie wspominając o kupcach. Wybierać sobie grupy społeczne, które mogą zostać pokrzywdzone, to moim zdaniem prosta rzecz. O wiele trudniej zaproponować kompromis. Dla pana radnego wszystko jest albo czarne, albo białe. A życie niestety często jest szare.
Zdaniem Końcy, okazuje się to wtedy, gdy ideowość Szymańskiego bywa używana przez radnych Siedleckiego Towarzystwa Samorządowego. – Wykorzystują jego temperament przy poruszaniu pewnych tematów. Traktują go jak zderzak, wypychają na pierwszą linię. A tam człowiek może się najbardziej poranić – komentuje.
Przekracza granice
Mariusz Dobijański jest jednym z najczęstszych bohaterów wystąpień Leszka Szymańskiego. Na sesji XXIX radny zarzucił mu łamanie statutu RM przez ograniczanie wolności słowa. 30 października ubiegłego roku w jego interpelacji padło natomiast pytanie, czy przewodniczący „w jakikolwiek sposób uczestniczy w tzw. aferze hazardowej”. – Przekracza granice, zwłaszcza atakując osobę, nie problem – uważa Dobijański. – Myślę, że robi to świadomie, bo personalnie wypowiada się najczęściej w stronę prezydenta, wiceprezydenta, skarbnika, mnie czy mojego zastępcy Adama Bobryka. Strasznie nie lubię tych sytuacji, bo łatwo jest kogoś naznaczyć, a o wiele trudniej zdjąć taki zarzut.
– Pytam ludzi, którzy na każdej sesji deklarują przywiązanie do Kościoła i kultury chrześcijańskiej. Ale zauważmy, jak u tych osób wygląda moralność – odpowiada Szymański. I wraca pamięcią do sesji, na której podczas dyskusji o sprzedaży terenu firmie „Drosed” zwrócił uwagę skarbnikowi miejskiemu Kazimierzowi Paryle. – Jego żona jest tam główną księgową. Sam powinien chcieć być wyłączony z tej sprawy, bo zaistniał konflikt interesów.
– Leszek Szymański wybiera tych, którzy nie będą mu dłużni – komentuje Dobijański. – Mam wrażenie, że czasami wciąga nas w swoisty spektakl. Wielokrotnie gryzę się w język, żeby nie dać się sprowokować. Trzeba tonować emocje dla dobra demokracji i wizerunku samej Rady.
Inteligencja medialna
Szymański równa się „budzący emocje”. Dlaczego? – Nie chciałbym całkiem spłycać interpelacji pana radnego, ale na pewno część z nich ma na celu zwrócenie uwagi na niego jako na osobę – odpowiada przewodniczący Rady Miasta. Adam Końca nie odniósł takiego wrażenia. – Wierzę w jego dobre i szczere chęci.
Tymczasem Dobijański stawia diagnozę tego przypadku: inteligencja medialna. – Pan Szymański na pewno rozumie funkcjonowanie mediów. Często mówi krótkimi hasłami, które w jego przekonaniu zostaną podchwycone przez dziennikarzy w newsach – zwraca uwagę. Tym razem Końca się z nim zgadza: – Żeby to, co chce powiedzieć, dostało się do mediów, musi użyć takich stwierdzeń i takiej argumentacji. Bez tego by nie zaistniał.
Ale nie zgadza się sam zainteresowany. – Tak mogą komentować tylko osoby nierozumiejące głębi problemów, które podejmuję. To raczej prezydent na sesjach Rady gra w ping-ponga na użytek mediów. Ja nie muszę błyszczeć w gazetach. Jestem z natury bardzo skromnym, cierpliwym i pokornym człowiekiem – zamyka temat.
„Zataniści”, Chopin na butelkach – nie da się ukryć, że radny Szymański jest często obecny w lokalnych mediach. Co ciekawe, nie zawsze mu się to podoba. – Czasem jest mi przykro, że przekręca się moje słowa albo z nich drwi. W wielu przypadkach czuję się bezradny – wyznaje. A czy zamierza coś z tym zrobić? – W miarę moich skromnych możliwości będę się upominał, by nie przekręcano mojego wizerunku.
Niepotrzebnie się uniósł?
Zdaniem Końcy samotnemu białemu żaglowi zdarza się jednak wpłynąć na mieliznę. – Bywa, że zaliczy potknięcie albo wpadkę. Ale nikt nie ma monopolu na mądrość – ocenia. A jako przykład podaje interpelację z 29 maja ubiegłego roku. Opis sprawy w zielonym segregatorze jest lakoniczny i nie oddaje temperatury sytuacji. Mowa tu jedynie, że powodem wystąpienia był „incydent, jaki zaistniał po ostatniej Sesji. W momencie opuszczania sali obrad został obrzucony przez mieszkankę przekleństwami” i że Szymański wnioskował, by „podczas trwania Sesji – do chwili opuszczenia Urzędu po zamknięciu obrad – obecny był Strażnik Miejski”. – Niepotrzebnie się uniósł. Nie wiem, czy żałuje – mówi dziś Końca.
A Szymański odpowiada: – Absolutnie nie. W tym przypadku nie chodziło o tę panią. Ja zwróciłem uwagę na zachowanie dyrektora gabinetu prezydenta, pana Orzełowskiego. Nie zareagował i był zadowolony, że wreszcie ktoś nawciskał Szymańskiemu. A prezydent na sesji uczynił z tej pani ofiarę. Albo zakpił sobie z całej sprawy, albo jest zwolennikiem znieważania tych, których uznaje za opozycję.
Dobijański widzi sprawę odwrotnie: – To był przejaw arogancji, jaką pan radny odczuwa wobec osób niepodzielających jego poglądów – uważa. – Nie bardzo się tym interesuję. O ile wiem, nie było żadnych przesłuchań – odpowiada chwilę później, gdy pytam o plotki na temat tego, że sprawa miała znaleźć finał w sądzie. Wiedzy na ten temat nie ma też Końca. – Ale myślę, że są osoby zainteresowane tym, żeby uwikłać pana Szymańskiego w jakieś postępowania sądowe – zdradza. Sam Szymański zaś komentuje krótko: – Wątek z procesem to nic innego jak wymysł mediów, które chciały mi przyłożyć i odwróciły kota ogonem. Oczywiście ta pani nie założyła żadnej sprawy sądowej.
Jak przy Wiejskiej
Czym jeszcze może zaskoczyć Leszek Szymański? – Niezbadane są ścieżki, którymi kroczy pan radny – pozwala sobie na refleksję Dobijański. – Spodziewam się, że im bliżej końca kadencji Rady, tym więcej będzie jego ataków personalnych. Ale trzeba będzie sobie z tym jakoś poradzić – wzdycha.
Adama Końcę pytam o to, czy Szymański zostanie radnym kolejnej kadencji. – On ma stałe grono swoich zwolenników – zaczyna. Przypominam sobie, że to samo powiedział Dobijański. („Tak się przynajmniej wydaje panu radnemu, który kieruje swoje wypowiedzi do osób o zapatrywaniach narodowo-katolickich, zdecydowanie bardziej konserwatywnych niż PiS”). – Więc coś jest na rzeczy – oświadcza Końca. – Ale czy to wystarczy w następnych wyborach? Nie wiem. Wszystko zależy od tego, z jakiej listy będzie startował.
A jaką pointę opowieści o radnym Szymańskim widzi Adam Końca? – Ten człowiek idealnie spełniłby się w roli posła. Ma gadkę i się zna. Występuje na mównicy jak przy Wiejskiej w Warszawie, a nie na Skwerze Niepodległości w Siedlcach. Życzę mu tego, ale on chyba jest za mało elastyczny.
Bartosz Szumowski (tekst niezamówiony)
Szymański? Ostatni, który pamięta kim i po co jest się radnym. Nadal pozostaje samorządowcem z krwi i kości. Będzie nim tak długo, jak długo będzie walczył o sprawy mieszkańców Siedlec! Nie uprawia partyjniactwa w Radzie Miasta. Nie można go złamać "dyscypliną partyjną w głosowaniach". Czyni tak, jak dyktuje mu sumienie i poczucie obywatelskiej odpowiedzialności. Socjotechniczne wypowiedzi Pana Dobijańskiego, który wszystko sprowadza do "personalnych ataków", to bełkot faceta, który powinien mieć WYRZUTY SUMIENIA! Dawno zapomniał Pan Dobijański co znaczy być Radnym i jakim radnym był gdy nazywano go "młodym wilkiem"!. Prawdziwym problemem Pana Szymańskiego jest pani redaktor (chyba nadal redaktor) M.Z. z "TS". Jak nikt inny jest nieobiektywna, nierzetelna i wyraźnie "propisowska"! Ostrze jej pióra dawno się wyczerpało! Panu Szymańskiemu należy podziękować nie tylko za odwagę "bycia sobą", ale przede wszystkim za to, że od 20 lat pozostaje PRAWDZIWYM RADNYM MIEJSKIM! Nigdy nie chodził na pasku PARTYJNYCH dyscyplin, układów i "korzyści"! Do Sejmu? Szkoda go!
Do internauty o nicku kin:
Pani Zaczyńska rzeczywiście jest bardzo nieobiektywna, jeśli chodzi o radnego Szymańskiego, ale absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że jest "propisowska". To ona jest głównym ideologiem antykościelnych ataków na Kościół w TS, a to już chyba samo w sobie wyklucza "proPiSowskość". A proszę sobie przeczytać jeszcze wpis na jej blogu odnośnie żałoby narodowej… Cóż – z radnym Szymańskim jest może trochę tak, jak z Prezydentem Kaczyńskim. Media robią oszołoma z kogoś, kto ma szczere intencje i myśli o innych.
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAK Szymański wie po co jest radnym. I dlatego jego pytania do prezydenta na sesji dotyczą wódki Chopin lub reklamę Zatanistów. Nie ma to jak poważne problemy mieszkańców i miasta. Panie/pani KIN pomyśleć to naprawdę nietrudna sztuka.