Kobiet w polityce jest zdecydowanie za mało. Czasami kiedy jeżdżę po powiatach mazowieckich czuję się jak taki trener – selekcjoner. Patrzę i wyszukuję zawodniczek do drużyny, która jest w stanie zawalczyć w wyborach. Jest naprawdę bardzo dużo fajnych dziewczyn zaangażowanych w działalność społeczną. Często kobiety te organizują się w sytuacjach kiedy w miejscowościach jest wizja zamknięcia szkoły, przedszkola czy żłobka. Chciałabym dać im szansę, aby mogły kandydować w zbliżających się wyborach samorządowych i potem w parlamentarnych. Ustawa o parytetach naprawdę bardzo by nam w tym pomogła. Ale same parytety to zdecydowanie za mało. Trzeba organizować szkolenia, które przekonają kobiety do aktywnego współtworzenia rzeczywistości politycznej. Nawet jeśli będzie obowiązek, aby na listach wyborczych czterdzieści procent kandydatów stanowiły kobiety to jak to zrobić? Przecież mimo tego można listy ułożyć tak, żeby żadna kobieta się na nie nie „dopchała”. Zatem jak? Może wyjściem będzie naprzemienne umieszczanie nazwisk mężczyzna, kobieta, mężczyzna, kobieta? A może powinno zagwarantować się, że w pierwszej trójce muszą być przedstawiciele obu płci. Ustawa zatem tak. Nie można zaprzeczyć, że oddolny ruch społeczny jaki się teraz utworzył jest bardzo ważny. O kobietach i regulacjach prawnych zaczęło się mówić a to jest istotne. Myślę, że jest szansa aby dzięki niemu wymusić jakieś ustępstwa. Podkreślić trzeba jednak jedną, bardzo ważną rzecz. W parytetach nie chodzi o to, żeby wyborcy musieli głosować na kobiety tylko, żeby mieli w ogóle taką możliwość. To rozwiązanie ma podać kompletną ofertę. |
Zgadzam się z Piekarską:
"W parytetach nie chodzi o to, żeby wyborcy musieli głosować na kobiety tylko, żeby mieli w ogóle taką możliwość."
Uważam, że na siłę nic się nie zrobi, ale nie można nas kobiet spychać na sam dół karki. Bo przecież wiadomo jak zazwyczaj głosują ludzie. rzut oka na trzy pierwsze numerki, odstawiony haczyk i po sprawie.
dokładnie. w parytetach chodzi przecież o to, żeby dać wybór. tak jak we wszystkim zresztą. Nie chcę zmieniać tematu, ale we wszystkim chodzi o możliwość wyboru, tzn. danie go innym. Czy to eutanazja, aborcja czy antykoncepcja.